Cała zdenerwowana wracam do domu.Alive mnie zabije. Ba! Ona nie będzie chciała się do mnie odzywać i znowu będę musiała ją przepraszać.
Wjeżdżając na podjazd, Louis rzucił mi ostatnie spojrzenie, a ja tylko powiedziałam:
-Dziękuje za wieczór-zaczęłam przygryzać wargę.-Nie bądź jak dziecko i to, że w prywatnym życiu cię olałam, nie znaczy, że w zawodowym wszytko mi spierdolisz-trzasnęłam drzwiami, jak najszybciej je zamykając.
Wbiegając do domu, o dziwo, nie natknęłam się na Al. Ciekawe gdzie ona się podziała...Ale nie mam
zamiaru mówić co się stało. Zaczęłaby mnie zmuszać do opuszczenia drużyny, a chyba jednak mi na tym cholernie zależy! Nie chce odchodzić...
Gdy weszłam do swojego pokoju, który zapewne posprzątała moja przyjaciółka, żuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Szlochałam, krzyczałam i na sam koniec zasnęłam. W
Nie znany numer.
-Tak, słucham?-odebrałam.
-Jo, bądź jutro o ósmej rano na murawie-to on.
Po tym wszystkim tak po prostu sobie dzwoni? Jak to typowy facet, zapewne nawet nie zdaje sobie sprawy co takiego zrobił. Dla niego miałam być kolejną laską do przelecenia, a ja się nim zauroczyłam...teraz już wiem, że ideały nie istnieją. Chciałam znowu się rozpłakać, ale powstrzymałam się i odpowiedziałam chłodnym głosem;
-Pff...jasne-jak najszybciej się rozłączyłam i dostrzegłam, że mam nową wiadomość. Od...Alive.
Szybko jej odpisałam. Oczywiście-skłamałam.
Znowu poszłam spać...
Jak poparzona wstałam, gdy zdałam sobie sprawę, która jest godzina. Cholera jasna! Zaraz się spóźnię! Jak poparzona szukałam ubrań, butów, stroju oraz wielu rzeczy, które mi będą dzisiaj potrzebne. Z tego co pamiętam o szesnastej mam sesje, czyli albo trening skończy się najpóźniej o piętnastej, albo będę musiała z niego wyjść przed czasem. Nie dość, ze Tomlinson już coś do mnie ma to teraz będę miała jeszcze bardziej przejebane! Ja to mam szczęście...
Na miejsce dotarłam punktualnie, co pozwoliło mi przebrać się na miejscu, a nie w łazience, chyba nigdy się nie przyzwyczaję do męskiej szatni.
Damska jest czystsza.
I ładniejsza.
I nie ma tam rozbierających się chłopaków.
-Uwaga!-nasz trener aka Tomlinson krzyknął.-Dwadzieścia kółek-na chwilę zatrzymał głos na mnie.-A potem...zobaczymy-jego głos był pełen jadu.-Już!-przygryzł wargę i patrzył na reszte.
Bez jaj...Będzie się na nich wyżywać za to co ja zrobiłam. Bez słowa biegłam dalej. Nie mam ochoty go wkurzać, ale dla mnie to wszytko jest pestką.
Damska jest czystsza.
I ładniejsza.
I nie ma tam rozbierających się chłopaków.
-Uwaga!-nasz trener aka Tomlinson krzyknął.-Dwadzieścia kółek-na chwilę zatrzymał głos na mnie.-A potem...zobaczymy-jego głos był pełen jadu.-Już!-przygryzł wargę i patrzył na reszte.
Bez jaj...Będzie się na nich wyżywać za to co ja zrobiłam. Bez słowa biegłam dalej. Nie mam ochoty go wkurzać, ale dla mnie to wszytko jest pestką.
Nie raz bywało gorzej. Tata czasami kazał mi biegać na kilometry i to było na prawdę męczące. Szkoda, że teraz mi go tak brakuje...jego słabych kawałów, piosenek i bajek na dobranoc, ale to już było i nie wróci więcej. Szkoda.
Do moich oczów napłynęły niekontrolowane łzy, więc zaczęłam szybko mrugać, aby nie dać im upustu. Nie mogę pokazać tutaj słabości. Nie przy Louisie, nie przy piłkarzach. Nie jako Josh Connors. Nawet nie wiem ile kółek przebiegłam. Kurwa...ale to inteligentne.
-Ile już biegniemy?-spytałam Husbanda, który biegł obok mnie. On jest na obronie.
-Jedenaste kółko-wysapał. On jest zmęczony, a ja nie? Dziękuje tatusiu.
James Husband |
-Nie gadać! Connors, Husband! Za kare biegniecie dwadzieścia pięć!
Super i po ca ja się odzywałam?! Czy on ma zamiar się na mnie wyżywac za moją decyzje? Bo nie chciałam się z nim kochać. Niech się kurwa leczy.
***
O dziwo skończyliśmy o trzeciej czyli mam jeszcze godzinę. Musze jeszcze przeczekać aż inni wyjdą.
-Czemu nie wchodzisz John? Czyżbyś miał coś do ukrycia?-zaszydził Kiko, drugi na obronie.-Czyżbyś wstydził się swojego pedalstwa?
Wszyscy wybuchli śmiechem, a ja stałam się cała czerwona. Trochę teraz żałuję, że im to powiedziałam.
Federico 'Kiko' Macheda |
-O co chodzi?!-wściekły głos Tommo rozległ się w szatni.
Wszyscy nagle jak na zawołanie zamilkli. Tylko ja ośmieliłam się patrzeć na Louisa. Ten chłopak mnie brzydzi. Po tym co wczoraj zrobił nie mam siły,ale nie będę teraz płakać. Nigdy nie będę płakać przez chłopaka. Za dużo już razy tak było.
-Nic-warknęłam i weszłam do szatni. Nawet się nie przebierałam tylko wzięłam torbę i walczyłam z łzami. Dopiero w aucie pozwoliłam dać im upust. Podskoczyłam, gdy ktoś zapukał do okna. To...on.
-Czego chcesz?-otworzyłam szybę.
-Płaczesz?-spytał jak idiota.
-Nie kurwa oczy mi łzawią-powiedziałam z sarkazmem.-Na serio nie mam ochoty na rozmowę z tobą. Możesz już iść-przy ostatnim zdaniu głos mi się załamał.
-Nie, wysiądź-rozkazał, a potem mnie wyciągnął.-Ja poprowadzę, nie chce żebyś miała wypadek-szepnął i otworzył mi drzwi.
Jechaliśmy jak zwykle w ciszy.
-Jo...-zaczął mówić dopiero pod moimi drzwiami.=Mogę wejść?
Już trochę się ogarnęłam.
-Nie chce znowu żebyś próbował mnie zgwałcić-chciałam zatrzasnąć mu je przed nosem, ale powstrzymał mnie i sam się wprosił. Poszłam na gorę i się przebrałam, gdy wróciłam on wygodnie siedział sobie w salonie i bawił się palcami.
-O czy chcesz rozmawiać?-zmrużyłam oczy, usiadłam i ubrałam ukochane zerówki.
___________________________________________
Miałam ostatnio mało czasu na pisanie i dlatego tyle czekaliście(o ile w ogóle ktoś to czyta)
Mam nadzieję, że wybaczacie i skomentujecie :))
Tak ci panowie są na prawdę w klubie doncaster rovers ^^