sobota, 6 grudnia 2014

#6

muzyka

 - Ty mne też .I lepiej przestań,jeśli chcesz żeby wszystko było dobrze
- Aha ja mam prszestać? To ty masz wicznie jakieś problemy!
- Jo,kurwa! Przestańmy się zachowywyać jak dzieci i bąźdmy razem szczęśliwi jak normalana para.
- My chyba nigdy nie będziemy normalini.- mówię ,a chłopak spogląda na mnie po czym wybucha śmiechem.
- Noo tak to prawda...ale Jo proszę cię.Ja naprawdę chce z tobą być.I tu nie chcodzi tylko o naszą zakichaną umowe.- taa szkoda,że ja wcale tego nie chcę.
- Yhyyym.
- Więc chciałbym polepszyć nasze relacje.Na początku wrzucimy coś na ząb,pogadamy. A potem...
- Zawieziesz mnie do domu.
- Niee potem...
- Wróce do domu.
- Johanna!!!Nie.Pojedziemy do mnie.
Postanawiam się nie sprzeciwiać. Nasze ciągłe kłótnie o te głupoty robią się już nudne.I to bardzo.Tak jak mówił Louis zjedliśmy pyszną kolacje śmiejąc się przy tym z tych zarozumiałych ludzi ,którzy siedzieli niedaleko nas.Jadąc do domu Lou wstąpiliśmy jeszcze do supermarkeu.
- Wsiadaj - wskazuje na wózek sklepowy.Wsiadam do niego następnie Louis zaczyna nim kierować w coraz szybszym tempie.Zaraz potem kręci nim , a ja zaczynam się drzeć jak poparzona. W końcu zatrzymuje go.
- Lou zabić cię to mało - śmieje się.- Nawet nie masz pojęcia jak mi się kręci w głowie. - wysiadam z wózka i chwieje się na nogach.On podtrzymuje mnie.
- Przestań było fajnie - znowu zaczyna się ze mnie nabijać.
- Wal się. - uderzam go lekko w ramię.
Kupujemy to co potrzebne i w końcu wychodzimy ze sklepu.Dom Louis'a nie znajduje się daleko stąd, jak się okazuje.
- Więc co będziemy robić?
Louis
- Może po prostu usiądziemy przy kominku? Pogadamy o wszystkim i o niczym? Co ty na to? - proponuje słodko na mnie patrząc.

- Jasne.
Siadamy na miękkim dywanie a ja po chwili rozpalam ogień. Przybliżam się do niej.Jednak udał nam się ten wieczór.A właściwie to noc. Jest trzecia w nocy.
- Widzisz? Da się ze mną żyć.
- To prawda.W sumie to mogłoby być tak już zawsze.- opiera głowę na moim ramieniu.
- Chyba za moment zasnę. Jestem strasznie zmęczona.Ale dzięki za miło spędzony dzień. Przynajmniej jego koniec.
- To ja dziękuje.Nie sądzisz,że jesteśmy o wiele lepsi bez kłótni?
- Tak.Prawie idealni.
- Pasujemy do siebie.Oboje jesteśmy tak samo pojebani.- mówi przez co na moich ustach pojawia się uśmiech.
- Bywa i tak. - wspaniale jest przy niej być.





- Jak ty to robisz?
- Co?
- Jesteś całkiem inna niż wszystkie dziewczyny.To pewnie dlatego mi się podobasz.Serio twoja uroda jest ogromnie pociągająca.
- Ja jestem sobą. Nic trudnego. Pomijając oczywiście to gdy jestem zmuszona udawać chłopaka.
- Nie lubisz tego prawda?
- Nie jest źle.
- To dobrze.- po kilku minutach ciszy Jo zasypia przytulona do mojego ciała.Ja także w końcu zasypiam.
Rano budzi nas dzwonek telefonu.Jo odbiera.
- Tak...? Jak to...? Ja nie wiem co się z nią dzieje. W ogóle to pokłóciłyśmy się...Okej spróbuje do niej zadzwonić i proszę się nie denerwować...Dobrze to do usłyszenia.
-Co się stało?
- Alive zniknęła. Jej mama się martwi.Niby jest dorosła ale Al zawsze dawała o sobie znać.A teraz nie ma jej w domu, nie odbiera telefonu ani nic.- wybiera numer i przykłada telefon do ucha.- Nie odbiera.
- To może do niej pojedziemy?
- Musimy.
Pół godziny później docieramy do domu Alive.Pukamy do drzwi lecz bez celowo.
- Jejkuuu. Co ona robi? Co jak ten Harry jej coś zrobił? Boże. Boje się.-obejmuje ją.
- Hej mała,nie myśl jak najgorzej bo to w niczym nie pomaga okej?- kiwa głową.
Kiedy wracamy Alive w końcu się odzywa.
- Halo? Boże Alive. Co z tobą? Gdzie jesteś...? Matko co się stało? Al nie płacz już ... już do ciebie jadę.Czekaj tam na mnie słyszysz? Zaraz tam będe.Nie płacz.
- Co jest?
- Harry miał wypadek. Jest z nim bardzo źle ,  przez całą noc była w szpitalu.Teraz ma operację...może umrzeć.
- Już tam jedziemy.
Będąc pod szpitalem Jo czym prędzej wysiada z samochodu i biegnie na gróre. Ruszam za nią.


 Odrazu kiedy widzi swoją płaczącą przyjaciółke przytula ją. Załamana dziewczyna kiwa smutno głową. Podejrzewam co może to oznaczać.








PRZEPRASZAMY, ZNOWU ZAWALIŁYŚMY.
WIEM, ZE NIE BYŁO ROZDZIAŁU OKOŁO 5 MIESIĘCY ;-;
ALE WRACAMY DO PISANIA,POSTARAM SIĘ JAK NAJSZYBCIEJ NAPISAĆ ROZDZIAŁ, A NA RAZIE PROSZĘ O KOMENTOWANIE, GDYŻ CHCĘ WIEDZIEĆ, CZY KTOŚ JESZCZE CZYTA.
JEST NAM BARDZO GŁUPIO(ZWŁASZCZA CARO) 
 POZDRAWIAM X

wtorek, 12 sierpnia 2014

#5

Louis
Wezwałem całą drużynę o pierwszej w nocy na trening. Chciałem wiedzieć ile osób mnie zawiedzie, a ile się wstawi.
Czekałem piętnaście minut. Najwcześniej pojawiła się Jo.
Chyba dalej jest wkurzona o to co jej powiedziałem. To już nie mój problem. Moim problemem jest to, że Kiko miał wypadek i teraz jest w szpitalu.
Zajebiście.
 Cała drużyna była już gotowa, kazałem im się podzielić na dwie drużyny. Szybko się pozbierali. Jo grała przeciwko mnie. Może inni nie wiedzą, że Josh to dziewczyna, ale ja wiem i nie pozwolę, aby jakaś laska mnie ograła.
Lampy podświetlały cały stadion, wszyscy byli zmęczeni. Mieli dość, jednak nikt nawet nie odważył się jęknąć. Będziemy ćwiczyć do tej pory aż ci idioci osiągną taką wiedze i wprawę jak ja i ta blondyna.
I kolejny gol dla mojej drużyny.
Ja pierdole remisujemy z nimi, ona jest za dobra. Nie mogę jej wyrzucić z drużyny. Ani ja ani nasz trener, który teraz suszy dupe na Karaibach.
Czy ktoś za nim tęskni? Zapewne nie. Pierdolony cham, który pieprzył każdą. Zero szacunku do kobiet.

Johanna

Cholera zaraz tutaj padnę. Ile mamy jeszcze grać?! Na prawdę nie mam już na to ochoty.   Trzeba coś wynegociować.
-Louis-krzyknęłam i podbiegłam do niego.-Jeśli dasz nam do jutra wolne to obiecuje, że pójdę z tobą na tą randkę czy gdzie będziesz chciał-obiecałam.
Chwilę się namyślił,a potem krzyknął całej drużynie, że to już koniec.
Nie ma za co ludzie!
-To widzimy się o szóstej u ciebie?-mruknął swoim seksownym głosem do mnie.
Przełknęłam ślinę i przytaknęłam.
Musiałam tak jak zawsze odczekać chwilę i dopiero wtedy weszłam do szatni. Gdy przekonałam się, że nikogo tam nie ma ściągnęłam swoją koszulkę, zostając w samym staniku.
-O kurwa-ktoś jednak tutaj jest.-Josh?!
-Nie drzyj się tak-zakryłam mu usta dłonią.
Wiem kim on jest. To Niall Horan. Wysoki blondyn, który jest na ataku. Jeśli on komuś powie to ja już mogę się zabić.
-Ty jesteś dziewczyną?-spytał jak idiota.
"Cholera jesteś dziewczyną"
 -Nie, tak dla jaj noszę stanik-wywróciłam oczami.-Na prawdę nazywam się Jo Collins.
-O Jezu...nie mogę uwierzyć-zaczął się śmiać.-Jesteś genialna. Nie mogę uwierzyć, że nie jesteś chłopakiem.
-A teraz posłuchaj-spoważniałam.-Nikt nie może się dowiedzieć. To ma zostać pomiędzy nami. Tak jakbyś się wcale o tym nie dowiedział.
-Tak jest-zasalutował.-Cholera jesteś dziewczyną-powtórzył niedowierzający.
-Przecież przed chwilą to powiedziałam-powiedziałam, ubierając inną koszulkę.-Możesz wyjść bo chce się przebrać?
-Jasne, sorry.
***

Wróciłam do domu i po prostu poszłam spać. Gdy się obudziłam była już piąta. Jejku mam tylko godzinę.
Pobiegłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, nie pachnę zbyt atrakcyjnie po treningu. A kto by pachniał? Gdy byłam już jakoś ogarnięta pomalowałam się delikatnie błyszczykiem i tuszem do rzęs. Wygląda to dobrze.
 Dzisiejszy dzień jest dość ciepły, więc wybrałam spódniczkę i pasującą do tego górę. Na nogi ubrałam moje ulubione glany. Jestem gotowa.
Zdążyłam idealnie o szóstej. 
Boję się, że to będzie kolejna taka randka, a potem będzie chciał coś więcej...ale ja wole nie.
-Dobry wieczór Jo-przywitał się ze mną buziakiem w policzek i podarował mi różę.
Co to ma kurde być?!
-Cześć, wejdź-zaprosiłam go do środka.
Niall to chyba przyjaciel Lou. Czy on już się dowiedział? A może blondyn zachował to dla siebie? 
-Ty i Niall oboje nie jesteście jakoś specjalnie dyskretni-zakpił.
Cholera, wie.
-Dzięki.
Zbiłam go z tropu moją odpowiedzią. Usiadł na kanapie, więc zaproponowałam, że możemy obejrzeć film. Od razu zaprzeczył i powiedział, że najpierw wolałby zjeść ze mną kolacje, a potem dopiero obejrzeć.
Mam złe przeczucia co do tego...
-Coś ci jest Jo? Zbladłaś.
-Dlaczego nagle jesteś taki miły Louis? Czy wiesz, że i tak nie zaliczysz?-zakpiłam.
-Nie o to chodzi. Po prostu mam dzisiaj lepszy dzień. I tak w końcu cię zaliczę-oblizał prowokacyjnie wargę i popatrzył na mnie.
-Bardzo śmieszne-warknęłam.-A jak będziesz miał zły, to co? Pobijesz mnie, bo nie będę chciała się z tobą...
-Johanna-uciął.
-Brawo znasz moje imię-zmroziłam go wzrokiem.
-Najwidoczniej z tobą nie da się spędzić miłego wieczoru-kopnął krzesło, które się rozwaliło.
-Nie wygrasz. Nie dam ci mną rządzić.
-Jak uważasz-splunął i wyszedł z domu.
O nie Tomlinson. Mnie się tak nie ignoruje.
Wybiegłam za nim i zanim zdążył jeszcze odpalić silnik usiadłam na miejscu kierowcy.
Ja dopiero zaczęłam tą kłótnie.
-Wkurwiasz mnie.
-Ty mnie też.
________
Cześć i czołem :)
Kolejny rozdział, jakoś dzisiaj mnie wzięło na pisanie i dodałam na aż 3 blogi :p

Mam nadzieje, że się podoba :D 

Nowy blog Caro: i want you <3
Świetnie się zapowiada, mi osobiście bardzzo się podoba :) x

sobota, 2 sierpnia 2014

#4

muzyka 
- Właściwie to chciałem zadać ci pytanie ? 
- Yhym , więc ? - opieram się o blad .
 - Dlaczego wczoraj do jasnej cholery uciekłaś ? - podnosi na mnie głos . 
- Po pierwsze nie takim tonem , a po drugie uciekłam , bo nie wiem ... A no tak chciałeś mnie zgwałcić i ... 
- Skarbie umowa to umowa - co kurwa.
 - Nic mi nie wiadomo o umowie . 
- Nie wiadomo ? - wstaje i podchodzi do mnie - To pozwól , że cię uświadomie . Jesteś w naszej drużynie , a dobrze wiem jak ci na tym zależało . Ale w zamian jesteś teraz ze mną . Najprościej mówiąc jesteś moja . - wlepia swój wzrok w moje oczy . 
- To miało być tylko jedno spotkanie . 
- Nie Jo. Źle mnie zrozumiałaś . 
- Nie wydaje mi się. Nie będziesz mnie do niczego zmuszał - odpycham go i idę do drzwi . - A teraz wyjdź. 
- Dlaczego ? 
- Wyjdź , albo ...- zbliża się . 
- Albo co ? - przyciąga mnie do ściany .- Skarbie ty nic mi nie możesz zrobić , prędzej to ja tobie .- wpija się w moje usta . -Do zobaczenia - mówi gdy się odrywa , po czym wychodzi. 
 Świetnie ! No zajebiście po prostu . Ja . Nie. Chce . Z. Nim . Kurwa . Być . Ale raczej muszę ... Wyciągam telefon i pisze do Alive.

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ ... 
- Wydaje mi się , że po prostu musisz z nim być . Tak bardzo ci zależało . 
- Albo ... Mam plan. -uśmiecham się - Zwykle twoje plany są skuteczne więc , słucham. 
-Zostanę jego dziewczyną , ale nie na długo. Mianowicie , uratuje naszą drużynę. Strzele mistrzowskie gole dzięki którym wygramy. Josh Connors stanie się bohaterem. Wtedy już nie będą mogli mnie wyrzucić , a Tomlinson dostanie porządnie w mordę. 
- Skąd możesz wiedzieć czy ci się uda ? 
- Oj Al ,Al głupiutka . Mi zawsze się udaje. 
- Okej rób co uważasz. Jadę zaraz na sesje. Jedziesz ze mną ?
 - Czemu nie ... 
20 MINUT PÓŹNIEJ ...
 - Al ! Wreszcie jesteś ! Myślałem , że nie przyjdziesz . 
- Harry ja zawsze przychodzę -całuje jego policzek. - Witaj , Johanna - uśmiecha się do mnie machając przy tym ręką. 
Odwzajemniam uśmiech. Alive szepta mu coś na ucho , a on spogląda na mnie i puszcza mi oko.
 - Idźcie się przebrać . A tak w ogóle która pierwsza ? 
- Ja mogę . 
- Nie ma sprawy Jo. 
Zajęły się nami dwie kobiety. Dzięki czemu wyglądamy naprawdę dobrze. Harry robi nam zdjęcia najprawdopodobniej do nowej kolekcji H&M.



 - Dobra robota dziewczyny. 
- A czy kiedyś było źle ? Z tobą zawsze wychodzi idealnie . 
- Tak. Dobra nie wiem jak ty Al , ale ja ide się przebrać. 
- Zaraz do ciebie przyjdę .
 Po jakiś 20 minutach jestem gotowa do wyjścia. Alive , jednak nie przyszła i nigdzie nie moge jej znaleźć. Dzwonię do niej , a po chwili mogę usłyszeć dzwonek telefonu w jednym z pokoi . Kiedy naciskam na klamkę mogę tylko sobie nią poruszać . Drzwi są zamknięte. 
- Harry ... Harry ktoś chce tu wejść . 
-Trudno. 
Co ?! Oni razem tam ? To może znaczyć tylko jedno . Błagam kurwa Alive nie rób mi tego. Zaglądam tam przez dziurkę od klucza. I nie myliłam się. Świetnie robią to. Muszę stąd jak najszybciej wyjść . 
*Alive*
 Spoglądam na telefon widząc jedno nie odebrane połączenie . Od Jo. 
- Szlak ! Na śmierć zapominałam o Jo . Znowu . 
- Poradzi sobie bez ciebie przecież nie ma pięciu lat -mówi gdy ubiera na siebie spodnie .
 - No tak . - po chwili ubieram się. 
- Przyjdziesz dziś ? 
- Przyjdę . - uśmiecha się. - To do zobaczenia . - daje mu całusa w policzek , po czym wychodzę . 
Postanawiam zadzwonić do Jo. 
- Tak ? 
- Jo tak bardzo cię przepraszam , zapomniałam o tobie . Przepraszam 
- On , nie przejmuj się. Rozumiem , że musiałaś iść się pieprzyć z Harry'm . 
- Co ? O czym ty mówisz ? 
- Nie udawaj Alive . Widziałam was . 
- Czekaj ... Podglądałaś nas ?! 
- Tak , podglądałam was. 
- Jak możesz . Ty chyba nie jesteś normalna . To jest wyłącznie nasza sprawa co robimy ! 
- Tak , ale on ma narzeczoną . Pomyśl co będzie jak się dowie . 
- Ta narzeczoną , która w ogóle go.nie kocha zresztą on jej też . Ich związek to formalność . 
- Nie wiesz tego. Może Harry tylko tak mówi . 
- Nie okłamał by mnie .A poza tym nie mieszaj się w to . Kocham go i z nim będę. A ciebie proszę żebyś się oczepiła . A no tak zapomniałam , że beze mnie sobie nie poradzisz . Staniesz się małą niewinną dziewczynką szukającej mamusi . Szczerze to beze mnie jesteś nikim . 
- Mówisz tak tylko dlatego , bo jesteś starsza ? 
- Mówię tak , bo to prawda Jo . Odkąd twój ojciec zmarł ja i mama się tobą zajmowałyśmy. Jestem z tobą prawie od zawsze . Nauczyłam cię wielu rzeczy teraz powinnaś poradzić sobie sama . 
- Skoro tego chcesz w porządku - słyszę jak załamuje jej się głos. Rozłączam się. Chyba powiedziałam za dużo ... 
*Johanna* 
Zaczynam płakać . To co powiedziała Alive zabolało.
 Tak była że mną w tych najtrudniejszych chwilach i można powiedzieć , że była starszą siostrą . Z jakimikolwiek problemami zwracałam się do niej . Ale poradzę sobie. Tyle już przeszłam , że to na pewno zniose. Tylko co to właściwie oznaczało ? Koniec naszej przyjaźni ? Ale jeśli tak ma być to niech będzie. Kiedy płacz ustaje idę pod prysznic. Następnie kładę się do łóżka . W tym samym czasie dostaje wiadomość . Jest od Tomlinson'a . Czytam ją jakieś pięć razy zanim dociera do mnie co jest w niej napisane...

______________________________

Caro kazała przekazać, ze przeprasza, ze tyle czasu nic nie napisała, ale miała blokadę twórczą. Potem nie mogła mi wysłać rozdziału, bo poczta i massanger nawalały ;___;
Ja za to myślałam, ze będzie mi łatwiej napisac kolejny, ale idk, bo jeszcze nic nie mam, ale nie będę go pisała miesiąc! Znaczy postaram się :)
Już nie przedużam, bo nie mam co pisać, jeszcze raz przepraszamy, że tyle czasu nie było rozdziału :c
Caro & Doni xx
 

niedziela, 29 czerwca 2014

#3

muzyka
Cała zdenerwowana wracam do domu.Alive mnie zabije. Ba! Ona nie będzie chciała się do mnie odzywać i znowu będę musiała ją przepraszać.
Wjeżdżając na podjazd, Louis rzucił mi ostatnie spojrzenie, a ja tylko powiedziałam:
-Dziękuje za wieczór-zaczęłam przygryzać wargę.-Nie bądź jak dziecko i to, że w prywatnym życiu cię olałam, nie znaczy, że w zawodowym wszytko mi spierdolisz-trzasnęłam drzwiami, jak najszybciej je zamykając.
Wbiegając do domu, o dziwo, nie natknęłam się na Al. Ciekawe gdzie ona się podziała...Ale nie mam
zamiaru mówić co się stało. Zaczęłaby mnie zmuszać do opuszczenia drużyny, a chyba jednak mi na tym cholernie zależy! Nie chce odchodzić...
Gdy weszłam do swojego pokoju, który zapewne posprzątała moja przyjaciółka, żuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Szlochałam, krzyczałam i na sam koniec zasnęłam. W snach przepraszam-koszmarach, moja randka była odtwarzana, w kółko, i w kółko. Aż w końcu nie mogłam dłużej się męczyć i po prostu poszłam się czegoś napić do kuchni. Mój telefon zaczął dzwonić. Zegar wskazywał, że jest druga w nocy.
Nie znany numer.
-Tak, słucham?-odebrałam.
-Jo, bądź jutro o ósmej rano na murawie-to on.
Po tym wszystkim tak po prostu sobie dzwoni? Jak to typowy facet, zapewne nawet nie zdaje sobie sprawy co takiego zrobił. Dla niego miałam być kolejną laską do przelecenia, a ja się nim zauroczyłam...teraz już wiem, że ideały nie istnieją. Chciałam znowu się rozpłakać, ale powstrzymałam się i odpowiedziałam chłodnym głosem;
-Pff...jasne-jak najszybciej się rozłączyłam i dostrzegłam, że mam nową wiadomość. Od...Alive.
 Szybko jej odpisałam. Oczywiście-skłamałam.
Znowu poszłam spać...



***

Jak poparzona wstałam, gdy zdałam sobie sprawę, która jest godzina. Cholera jasna! Zaraz się spóźnię! Jak poparzona szukałam ubrań, butów, stroju oraz wielu rzeczy, które mi będą dzisiaj potrzebne. Z tego co pamiętam o szesnastej mam sesje, czyli albo trening skończy się najpóźniej o piętnastej, albo będę musiała z niego wyjść przed czasem. Nie dość, ze Tomlinson już coś do mnie ma to teraz będę miała jeszcze bardziej przejebane! Ja to mam szczęście...
Na miejsce dotarłam punktualnie, co pozwoliło mi przebrać się na miejscu, a nie w łazience, chyba nigdy się nie przyzwyczaję do męskiej szatni.
Damska jest czystsza.
I ładniejsza.
I nie ma tam rozbierających się chłopaków.
-Uwaga!-nasz trener aka Tomlinson krzyknął.-Dwadzieścia kółek-na chwilę zatrzymał głos na mnie.-A potem...zobaczymy-jego głos był pełen jadu.-Już!-przygryzł wargę i patrzył na reszte.
Bez jaj...Będzie się na nich wyżywać za to co ja zrobiłam. Bez słowa biegłam dalej. Nie mam ochoty go wkurzać, ale dla mnie to wszytko jest pestką.
Nie raz bywało gorzej. Tata czasami kazał mi biegać na kilometry i to było na prawdę męczące. Szkoda, że teraz mi go tak brakuje...jego słabych kawałów, piosenek i bajek na dobranoc, ale to już było i nie wróci więcej. Szkoda.
Do moich oczów napłynęły niekontrolowane łzy, więc zaczęłam szybko mrugać, aby nie dać im upustu. Nie mogę pokazać tutaj słabości. Nie przy Louisie, nie przy piłkarzach. Nie jako Josh Connors. Nawet nie wiem ile kółek przebiegłam. Kurwa...ale to inteligentne.
-Ile już biegniemy?-spytałam Husbanda, który biegł obok mnie. On jest na obronie.
-Jedenaste kółko-wysapał. On jest zmęczony, a ja nie? Dziękuje tatusiu.
James Husband

-Nie gadać! Connors, Husband! Za kare biegniecie dwadzieścia pięć!
Super i po ca ja się odzywałam?! Czy on ma zamiar się na mnie wyżywac za moją decyzje? Bo nie chciałam się z nim kochać. Niech się kurwa leczy.
***
O dziwo skończyliśmy o trzeciej czyli mam jeszcze godzinę. Musze jeszcze przeczekać aż inni wyjdą.
-Czemu nie wchodzisz John? Czyżbyś miał coś do ukrycia?-zaszydził Kiko, drugi na obronie.-Czyżbyś wstydził się swojego pedalstwa?
Wszyscy wybuchli śmiechem, a ja stałam się cała czerwona. Trochę teraz żałuję, że im to powiedziałam.
Federico 'Kiko' Macheda
-O co chodzi?!-wściekły głos Tommo rozległ się w szatni.
Wszyscy nagle jak na zawołanie zamilkli. Tylko ja ośmieliłam się patrzeć na Louisa. Ten chłopak mnie brzydzi. Po tym co wczoraj zrobił nie mam siły,ale nie będę teraz płakać. Nigdy nie będę płakać przez chłopaka. Za dużo już razy tak było.
-Nic-warknęłam i weszłam do szatni. Nawet się nie przebierałam tylko wzięłam torbę i walczyłam z łzami. Dopiero w aucie pozwoliłam dać im upust. Podskoczyłam, gdy ktoś zapukał do okna. To...on.
-Czego chcesz?-otworzyłam szybę.
-Płaczesz?-spytał jak idiota.
-Nie kurwa oczy mi łzawią-powiedziałam z sarkazmem.-Na serio nie mam ochoty na rozmowę z tobą. Możesz już iść-przy ostatnim zdaniu głos mi się załamał.
-Nie, wysiądź-rozkazał, a potem mnie wyciągnął.-Ja poprowadzę, nie chce żebyś miała wypadek-szepnął i otworzył mi drzwi.
Jechaliśmy jak zwykle w ciszy.
-Jo...-zaczął mówić dopiero pod moimi drzwiami.=Mogę wejść?
Już trochę się ogarnęłam.
-Nie chce znowu żebyś próbował mnie zgwałcić-chciałam zatrzasnąć mu je przed nosem, ale powstrzymał mnie i sam się wprosił. Poszłam na gorę i się przebrałam, gdy wróciłam on wygodnie siedział sobie w salonie i bawił się palcami.
-O czy chcesz rozmawiać?-zmrużyłam oczy, usiadłam i ubrałam ukochane zerówki.
 ___________________________________________
Miałam ostatnio mało czasu na pisanie i dlatego tyle czekaliście(o ile w ogóle ktoś to czyta)
Mam nadzieję, że wybaczacie i skomentujecie :))
Tak ci panowie są na prawdę w klubie  doncaster rovers ^^

Czytasz=komentujesz :)

niedziela, 15 czerwca 2014

#2

muzyka 

To już dziś. Cholernie się boję. Jeśli się nie uda... nie wiem co zrobię. Naprawdę mi zależy. Chce w końcu coś robić. Piłka to moja pasja już od dziecka. To wszystko dzięki mojemu tacie. W wieku trzydziestu lat był trenerem drużyny , która odnosiła sukcesy. Chodziłam na każdy trening , oglądałam jak się gra i kibicowałam .Tak wyglądał praktycznie każdy mój dzień. Tata nawet sam mnie uczył gry. Może gdyby żył zapisał by mnie do jakieś dobrej drużyny. I teraz nie musiałabym robić się na chłopaka . Tato mam nadzieję , że trzymasz za mnie kciuki. 
- Jo ? Bo za chwilę się spóźnisz. 
 - Tak już wychodzę. Wyglądam jak dziewczyna ? 
 - Noo , prawie że nie. Naprawdę chcesz to robić.

 - Tak chce. Przestań już o to pytać bo dobrze wiesz ile to dla mnie znaczy. 
 - Tak , wiem. Przepraszam. 
 - To idę. 
 - Idź.
 - Idee - zbliżam się do drzwi. 
 - Trzymam kciuki. 
 - Yhyym - przełykam silne i wychodzę. 
 Wbrew pozorom denerwuje się. I to bardzo. W drodze na stadion przypominam sobie czy wszystko wzięłam. Buty są. Piłka taty . Jest . Stop. Tak w ogóle to kim ja mam być . Muszę wymyślić jakieś imię i nazwisko... Woody McDonald. McDonald . Błagam cię Jo. Weź się w garść. Wiem . Josh Connors . Tak , to jest dobre. Kiedy stoję przed wejściem robię się cała mokra . Jeśli odkryją , że jestem dziewczyną to będzie koniec . Idę się zapisać . Biorę głęboki wdech i wchodzę na boisko . Mam wszystko dopracowane chód , bieg sposób mówienia. Najgorszy jest zmiana głosu. Ale sama z siebie mam dosyć niski głos .
 - Czy to już wszyscy ? ! - słyszę donośny głos. 
 - Jeszcze ja - odpowiadam i staje w szeregu.
 Zauważam Tomlinson'a . Wygląda ślicznie.


 - Tak więc. Jestem Louis Tomlinson i zastępuje dzisiaj trenera naszej drużyny. Jak wiecie nie idzie nam tak jak wszyscy z naszego miasta tego oczekują. My oczywiście też . Jeżeli chcecie w to wejść macie się przyłożyć. To nie są żarty ! To jest prawdziwa gra ! Jasne ? 
 - Tak ! - wszyscy odpowiadają chórem .
 - Na początku rozgrzewka , a potem będziecie na zmianę strzelać i bronić Zróbcie 6 kółek dookoła boiska. A gdy usłyszycie to - gwizda w gwizdek tak , że podskakuje w miejscu. - Zatrzymujecie się. To jazda ! - zaczynamy biec jeden za drugim . - Szybciej ! - krzyczy Tommo. Oczywiście robimy to co nam karze. Sześć okrążeń to dla mnie bułka z masłem. Widać po kilku chłopakach , że wymiękają. 
 - Dobrze. Teraz wyciągnijcie swoje piłki i zaczynamy . - nagle jego wzrok skupia się na mnie. - A ty ? Jak się nazywasz ? -lustruje mnie.
 - Yym , Josh. Josh Connors.
 - Skąd jesteś ? 
 - Stąd. 
 - Ile grasz ? - próbuje odebrać mi piłkę , ale szybko ją zatrzymuje 
- Od jakiś 11 lat. 
 - Widać - uśmiecha się lekko. - Koniec ! Bierzcie się do roboty !
 Prawie wszystkim udało się strzelić. Gorzej było z obroną . Ale cóż ... Po treningu wszyscy udali się do szatni. Wchodzę do niej dopiero wtedy , kiedy jest pusta. Ściągam bluze , a zaraz potem bluzke . Nagle ktoś przeciąga mnie do szafki . - to on . To Louis. Czuje się dziwnie, zważywszy na to, że stoje przed nim w samym staniku.

- Ej skarbie wiesz jesteś najlepsza z tych wszystkich ciołków .Grasz doskonale . Mogę cię przyjąć do drużyny 
 - Napra ... 
- Pod jednym warunkiem. - na jego twarz wkrada się łobuzerski uśmiech . - Umówisz się ze mną. - Ale ... - Będę po ciebie po 20 . Załóż sukienkę - puszcza mi oko po czym wychodzi ... 
Co to do jasnej cholery miało znaczyć ?! Skąd on wie , że jestem dziewczyną ?! Mam nadzieję , że nikomu o tym nie powie . Ale najważniejsze jest to , że będę w drużynie . Nareszcie przyszedł czas by pokazać , że nasze miasteczko na coś stać . Szykujcie się ludzie . Wchodzę na boisko . 
 JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ ... 
- Jo ! 
 - No co ? Będę w drużynie - mówię gdy próbuje odkopać sukienkę z szafy .
 - A jeśli będzie chciał więcej , jeśli zacznie cię szantażować ? Wtedy znowu będzie "Alive pomóż mi" 
 - O mnie się nie martw . - znajduje sukienkę i zmierzam w kierunku łazienki . 
 - Ale tak naprawdę go nie znamy. 
- Mam to gdzieś - wchodzę do łazienki .
Przecież nie każdy facet jest taki . No dobra może każdy jest taki sam , ale niby czemu miałby mnie szantażować ? Trzeba ufać ludzią. Ubieram sukienkę , której nie miałam na sobie długo . Układam włosy po czym robie makijaż. Dzięki , któremu wyglądam o niebo lepiej. Wychodzę z łazienki .
 - Nieźle się wystroilas . 
Jo

- Daj spokój Al. - próbuje znaleźć buty pasujące do mojej kreacji . 
- Jo ! Ja się o ciebie boję ! 
- Jak na razie to nie masz czego . Jestem tu cała i zdrowa i taka pozostane . 
- Ale ... 
- Al błagam uspokój się . - kładę dłoń na jej ramieniu. - Wszystko będzie dobrze. Będe strzelać dla nas gole - uśmiecham się. 
- Oh... no dobrze. Obyś miała rację. - psikam się moją ukochaną mieszanką owoców balledony i pomarańczy . 
- Idę już - całuje ją w policzek i wychodzę. 
Louis'a jeszcze nie ma . Po chwili jednak nadjeżdża .Wychodzi z auta . 
- Johanna ? 
- Hej - uśmiecham się.
 Chłopak patrzy na mnie bez słowa . 
- Too jedziemy ? 

- Tak . - otwiera mi drzwi. Wsiadając mogę poczuć zapach z dzieciństwa . Gdy wsiada od razu pytam. 
- Louis ? - przekręca kluczyk . 
- Tak ? 
- Tak właściwie to po co się teraz spotykamy ? 
- Bo ogromnie mi się podobasz - spoglądam na niego , a on posyła mi uśmiech .
 - Ale my się praktycznie nie znamy . 
- Nie skarbie to ty nie znasz mnie . Myslałaś , że cię nie poznam ? Jesteś na każdym meczu i nam kibicujesz . Zawsze cię widzę . 
- Tak , to prawda. 
- Obserwowałem cię przez dłuższy czas i spodobałaś mi się. A gdy przyszłaś na trening od razu cię poznałem . 
- Jak ? 
- Bo twoje usta są nie powtarzalne . Mam na ciebie wielką ochotę .- jest taki jak każdy je.... facet . No niech to szlag. - Ale nie bój się , poczekam . 

- Yhyym . - zatrzymuje się . Wchodzimy do środka . 
- Rezerwacja na nazwisko Tomlinson . 
- Tak , bardzo proszę . - jedziemy windą . 
Kątem oka widzę jak patrzy na mnie z góry do dołu. W końcu winda się zatrzymuje. 
- Na pewno ci się spodoba - wchodzimy na ogromny taras z którego widać Doncaster i jego okolice. Słońce prawie zachodzi. 
- Gdzie chcesz usiąść ? 
- Może być ... tam . - wskazuje na stolik przy barierce. Siadamy przy nim. Dostajemy butelkę wina . 
Dosyć miło spędzamy czas rozmawiając o niczym innym jak o piłce . 
- Chodź - wciąga mnie do pokoju. 
- Co ty ... - wpija się w moje usta. 
Powoli kładzie mnie na łóżko . Moje ręce lądują na jego karku. Zaraz co ja w ogóle robie . 
- Louis ... Louis przestań. - odpycham go . 
- O co chodzi ? - O to , że się pośpieszyliśmy . - biorę swoją torebke i kieruje się do drzwi. 
- Widzimy się jutro - mówi oschle . 









Wychodzę. Kurwa wszystko spieprzyłam .

 ______________________________________________
Jest drugi rozdział :) 
Tak wiem...co to ma być?! Lou chciał coś z nią zrobić, ale kochana Caro to przerwała :D
Ja oczywiście naprawie, albo nie ich relacje xD
A potem taki szok :o
I...koniec. Więcej nie pisze ;)

Czytasz=komentujesz xx

poniedziałek, 9 czerwca 2014

#1



-Jakie cioty! Miał karnego jak mógł to przegapić!-krzyczałam wzburzona.
Właśnie trwał mecz Doncaster kontra Barnsley. Oczywiście nasi nie umieją trafić to jakiejś zasranej bramki! Tomlinson przynajmniej strzelił gola, ale wciąż mają punkt mniej niż Barnsley...gdyby teraz trafił mogliby zremisować, albo nawet wygrać. Gdyby Dickov ruszył dupą i coś im powiedział...
-Jo, błagam cię. Bądź taka dobra i się zamknij! Próbuje pracować i ten mecz nie jest aż tak ciekawy...-zaczęła swój monolog.
Ona nigdy nie podzielała mojego entuzjazmu do piłki nożnej, oprócz modelingu wybrała sobie jakieś głupie projektowanie ubrań. Nie wiem na co jej to. Ja tam zajęłam się czymś naprawdę pożytecznym.
-Jest!-krzyknęłam uradowana, co zabrzmiało też jak odpowiedz dla Alive.
W ostatniej chwili na szczęście najlepszy piłkarz naszej reprezentacji -Tomlinson szczelił z karnego. Po prostu kocham gościa!

-Jasne...tak...oczywiście...już jedziemy-moja przyjaciółka właśnie rozmawiała przez telefon, teraz go odłożyła i spojrzała na mnie.-JJ dzwonił, mamy być na sesji za pół godziny.
Wstałam jak poparzona. Pół godziny? To żarty? Żeby dojechać do studia potrzebujemy dwudziestu! A co z przygotowaniem się?! Biegałam jak opętana po domu. Związałam swoje długie blond włosy w kucyka i ubrałam trampki.

***

-Moje drogie!-miałyśmy jak zwykle urocze powitanie od JJ'a.-Chciałem żebyście kogoś poznały-posłał nam uśmiechy.
JJ Dreadful

JJ jest gejem za co go uwielbiamy! Kto nie chciałby mieć przyjaciela-geja? Wysoki blondyn w wieku około dwudziestu pięciu lat. Przeważnie ubiera się normalnie, ale gdy szaleje i ubiera koszulkę z tęczą i innymi to wygląda...śmiesznie.
-Cześć, jestem Harry.

Ten wysoki brunet z burzą loków na głowie i dołeczkami w policzkach, ubrany w czarne rurki, koszulkę Kalvina Kleina i czarne vansy wygląda jak kompletne przeciwieństwo JJ. W dodatku ta śmieszna bandamka na głowie, która dodaje mu uroku.
-Jestem Jo-skinęłam na niego głową.-A to Alive.
Dziewczyna przypatrywała się mu z zaciekawieniem. Mogłaby się przynajmniej odezwać.
-Miło mi was poznać-maniery ma nienaganne. Już lubię gościa.-Jestem nowym fotografem...będziemy pracować razem, mam nadzieję, że jak najdłużej.
-Zapewne-posłałam mu uśmiech.
-Do zobaczenia jutro, a my chodźmy-rozkazał JJ.- Muszę cię oprowadzić po firmie.

***

-Ładny, prawda?-Al mijała z gracją każdą mijaną osobę.
-Kto? Harry?-skinęła głową na „tak”.-Nawet...bardzo.
-Zajmuje go-wybuchła śmiechem.
Właśnie mijałyśmy jakąś kawiarnie, gdy coś przykuło moją uwagę. Ulotka o poszukiwanie lewego obrońcy dla...kurwa jego mać! Championship Doncaster Rovers! To właśnie w tym klubie Tomlinson gra jako prawy obrońca. O mój Boże...muszę się tam dostać! „...prosimy o przyjście pod stadion, każdego MĘŻCZYZNE, resztę informacji...”I tak właśnie moje marzenia poszły się jebać.
-Johanna, wszystko ok?
 
 -Nie, ja chce się tam dostać!-tupnęłam nogą.-Musimy coś wymyślić, Alive. Ja muszę się tam dostać-potrząsnęłam nią.
-Rozumiem, ale chodź już. Pomyślimy w domu.
-Dziękuje-przytuliłam ją.
***

-A może tak...no nie wiem...zmuś ich żeby cie przyjęli do drużyny? Przecież nie zmienisz płci!
Nasze rozmyślania trwają od pół godziny. Jednak dopiero ostatnie zdanie brunetki coś mi podpowiedziały.
-Jesteś genialna-przytuliłam ją mocno i podeszłam do szafki,wyciągając moje oszczędności.-Chodź, idziemy na zakupy-ubrałam już na siebie bluzę.
-Ale po co?-zdziwiłam się.
-Bo chcę wyglądać jak chłopak.

***
Męska część społeczności też ma dużo ubrań do wyboru! Myślałam, że to będzie łatwiejsze, jednak nawet po czterech godzinach chodzenia po sklepach nie byłam do końca przekonana czy mam wszystko. Na pewno wyglądam dziwnie, przymierzając te wszystkie męskie ubrania.
-Na prawdę chcesz ściąć włosy?-jej mina wyraża niepokój.
-Inaczej się nie da-weszłam do salonu.

Alive

Martwię się o nią. Dlaczego aż tak jej na tym zależy? To tylko zwykły klub piłkarski...ja wiem, że ona bardzo kocha piłkę, ale trochę przesadza. Chyba, że chodzi o Tomlinson'a...kto to wie.
Jest już.
-I jak?-przejechała ręką po swoich krótkich włosach.
-Jak chłopak-nie mogłam wyjść z podziwu...tyle poświęcić.

Jo

Boje się tego co nadejdzie na treningu...a jak się nie dostanę i obcięłam włosy na marne?! Teraz dostrzegam wady mojego planu.
-Spokojnie-przyjaciółka objęła mnie ramieniem w uspakajającym geście.
-Chodźmy do domu...jestem zmęczona.
-Ja też-zamknęłam chwilowo oczy.

Moja przyjaciółka ma dzisiaj na sobie długą bluzę liczbą z „81:, poszarpane rurki i włosy rozpuszczone...wygląda zachwycająco, i idealnie jak na Doncaster. Ja ubrałam się w sukienkę, botki, marynarkę i torbę,wszystko w ciemnym kolorze. Oczywiście strój wybierała mi moja kochana stylistka-Alive Simpson.

Do domu dojechałyśmy taxi, które jakimś cudem złapałyśmy przed galerią. Mam dość...
-Dobranoc-powiedziałam i rzuciłam się na kanapę. Chwilę później zasnęłam.


-Dobra! Wszyscy biegają dookoła boiska dwadzieścia kółek. Potem będziecie szczelać do bramki. Hill ty się tym zajmiesz!

To było już moje piętnaste okrążenie, gdy nagle ON przebiegł obok mnie. Wcześniej go nie zauważyłam.

-Ruszaj się!-krzyknął do mnie z śmiechem.-Nie jesteś baba,a biegasz jak ona. Jesteś słaby.

Te słowa jak echo słyszałam w mojej głowię. Jesteś słaby....jesteś słaby...nie. Nie jestem słaba. W żadnym moim wcieleniu.


-To tylko sen. Spokojnie-opanowany głos Al...już jest dobrze.
-Boję się, że nie dam sobie rady-zaczęłam płakać.
-Dasz, jesteś Johanna Collins...ty możesz wszystko.
______________________________________
Z podziękowaniami dla Tori,której komentarz zachęcił mnie do napisania tego chujowego rozdziału :)
Następny będzie od Caro,więc na pewno też lepszy :)
W uja szybko się teraz to dzieję o.O 
raz rozmowa, sklepy, i ta kawiarnia a potem noc xD
Wiem, jakaś taka nie składność tego rozdziału :x

 Czytasz=komentujesz :) x

sobota, 24 maja 2014

Prolog

Istnienie.
Jedno słowo, dziewięć liter i nie do końca zrozumiana definicja.
Dlaczego?
Bo na to słowo po prostu nie ma żadnej formułki.
Chociaż niektórzy mogliby się kłócić, że przecież to życie i tym podobne, ale są w błędzie!
Istnieć nie znaczy żyć.
Każdy tak by chciał, ale nie każdy może.
To przykre, niestety również prawdziwe.
Regułka z tego żadna, ale tekst piosenki, bezcenny.
Każde zdanie opisuje mnie idealnie...
Możesz to nienawidzić lub kochać
Pogoń i walka to jedyne czemu ufam
Skamieniały chleb w błocie przed pieniędzmi
Biała laska na tym gównie
Moja pasja była ironiczna
A moje sny niecodzienne
Przypuszczam, że oszalałam, pierwszy układ mnie zmienił
Obrabowałam na ślepo, w zasadzie zgwałcili mnie
Przebiegłam przez to gówno jak matador
Tylko mnie to rozdrażniło i nie ugięło by dopaść ich
I zaliczyć
Więc poszłam dalej
Studiowałam na Carters* dopóki interes się nie pojawił
Spałam na zimnej podłodze
O 4 nad ranem
A teraz przechodzę przez bar jak prawnik
Imigrant, ignorant sztuki
Ich intencja była zapewnieniem mojego zysku
Nienawidzę być nieuprzejma
Ale ten przemysł odebrał moją niewinność
Za późno, weszłam w to, dziwko!

 Właśnie tak...wjebałam się w to gówno jak idiotka.
Jeden zasrany błąd i wszystko się spierdoliło...

______________________________________

Prolog za mną, teraz początek 1 rozdziału i oddaje pracę Caro :)
Od razu mówię, że 1D w tym ff nie są sławni, chociaż Louis jest sławnym, ale-piłkarzem.
Jeśli przeczytałeś-skomentuj xx
*Jo i Alive ukończyły tą szkołę, a następnie zostały...sami się przekonacie :D
Co do kursywy-to piosenka Iggy Azalea-Work i jest ona w tym opowiadaniu ulubioną artystką Jo(chociaż raczej mało z Caroline o niej wiemy xD)
Do pierwszego rozdziału x